Indyjsko-polski placek ziemniaczany oraz Bangalore
W Ogrodzie Lal Bagh. |
Przyrządzone tamtego dnia przez mnie placki ziemniaczane przeobrazily
się w opinii moich przyjaciółek w tak zwaną... aloo parathę. Przyczyn
było wiele: nieco inne składniki, inne pochodzenie produktów (ziemniaki
były ponoć indyjskie, choć nie mogłem zrozumieć dlaczego kosztowały 2-3
razy więcej od polskich), inny olej do smażenia (z orzechów kokosowych),
używany poza tym w znikomej ilości (kiedy na samym początku smażenia
wlałem pokaźną ilość oleju na patelnię zobaczyłem przerażenie w oczach
gospodyni domu: smażenie na oleju w klimacie indyjskiego południa to
przecież bardzo niezdrowe, a poza tym to wielka rozrzutność). Smak
pierwszego placka był bardzo neutralny i trudno się było w nim dopatrzyć
większego pokrewieństwa z tym znanym z Polski. Wtedy inicjatywę
przejęła gospodyni i do zrobionej przeze mnie masy dodana została garść
pokrojonych liści kolendry, poszatkowana cebula, spora ilość chilli,
pieprzu białego oraz soli. Kolejny placek był już dużo lepszy, a
wszystkie pozostałe fantastyczne i w opinii biesiadujących smakiem
przypominały właśnie aloo parathę.
Kiedy po kolacji, zapytany o plany na drugi dzień, oznajmiłem, że
chciałbym zobaczyć kilka miejsc w centrum Bangalore i poprosiłem jedynie
o podrzucenie samochodem do najbliższej stacji metra, moje przyjaciółki
oznajmiły, że chcą mi towarzyszyć i postanowiły wziąść jednodniowy
urlop w pracy...
Bangalore to olbrzymia metropolia i dojazd gdziekolwiek oznacza
prawdziwą, wielogodzinną wyprawę. Tamtego dnia przejechaliśmy samochodem
sporo ponad 100 kilometrów. Przy okazji przekonałem się, że ruch
uliczny w Bangalore jest dość dobrze zorganizowany, kierowcy zatrzymują
się na czerwonym świetle i zdecydowanie rzadziej od kierowców ze stolicy
kraju wymuszają pierwszeństwo, wyprzedzają na trzeciego czy jeżdżą na
złamanie karku.
Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć dzielnice Bangalore, gdzie
mieszczą się siedziby firm sektora IT, softwarowych, usług
outsourcingowych... Na każdym kroku natrafiałem na dobrze znaną z
europejskiego podwórka dużych miast nowoczesność, w niczym nie
ustępującą zachodnim standardom. Każdy wchodzący na teren tych ośrodków
firm nowych technologii, często zwanych w Indiach jako IT Hubs, musi się
zameldować w portierni przy bramie wjazdowej. Robienie jakichkolwiek
zdjęć po dostaniu się do środka jest zabronione lub przynajmniej
ograniczane. W najbliższej okolicy IT Hubs wznoszą się osiedla
apartamentowców oraz olbrzymie, całkiem niedawno zbudowane centra
handlowe, często jeszcze otoczone przez sklepiki i budki
drobnych przedsiębiorców. Wielki kapitał indyjski i globalny zadomowił
już się na stałe w Bangalore, według moich rozmówców: w okolicy roku
2000.
Tym razem udało mi się postawić na swoim i zaprosiłem wszystkich na
obiad. Poszliśmy do pizzerii w jednym z kompleksów firm sektora IT, w
tak zwanym International Tech Park.
Zwiedzanie miasta zakończyło się dwugodzinnym spacerem po pięknych ogrodach Lal Bagh.
Cały czas traktowany z wszelakimi honorami, nie chciałem już jednak
dłużej nadwyrężać gościnności gospodarzy i postanowiłem wyjechać
kolejnego dnia do Mysore.
Wkrótce zamieszczę w tym wpisie kilka zdjęć z wycieczki po Bangalore.
(Przepraszam również, że nie zamieszczę tutaj zdjęc polsko-indyjskich
placków ziemniaczanych. Były tak dobre, że zajęty jedzeniem nie
pomyślałem, by uwiecznić je na zdjęciu...
7 kwietnia Fundacja Art of Living zorganizowała w całych Indiach tak zwany Yogathon, czyli masowe ćwiczenia Surja Namaskar. |
Siedziba jednej z firm w "IT hub", zdjęcie zrobione podczas jazdy samochodem. |
Bez przepustki nie wejdziesz na teren "IT hub" |
Jedno z centrów handlowych położonych w pobliżu "IT hub", zdjęcie zrobione przez (troszkę zabrudzone) okno samochodu. |
W Ogrodzie Lal Bagh, widok na tak zwany Glass House. |
Małpy są naprawdę bardzo sprytne, w Lal Bagh. |
Podczas spaceru po ogrodzie od czasu do czasu podchodziły do mnie dzieci i prosiły o zdjęcie. Tak po prostu... |
A to już nieco inny obraz Ogrodu Lal Bagh, prace porządkowe. |
Nikon D5100 + Obiektyw
Prześlij komentarz