Mysore praktycznie

Pałac Maharadży
Do Chamundi Hill ze Świątynią Chamundeshwari (14 kilometrów of Mysore) możesz dostać się oczywiście autorikszą (polecam ustalenie z góry ceny za przejazd), jednak najtaniej i bardzo wygodnie jest pojechać tam po prostu autobusem. Z centralnie położonego (w bliskim sąsiedztwie Pałacu Maharadży) dworca odjeżdżają w tamtym kierunku autobusy 201, z których przynajmniej połowa posiada klimatyzację. Cena za bilet to 10-20 Rs.

Tja, stąpanie po ziemi, Mysore 2

Mysore można zwiedzać także i dorożką
Zwiedzanie „warsztatów i wystaw” zaiste głęboko zapadnie w moją pamięć. Za każdym razem „warsztat i wystawa” okazywały się małym sklepikiem, w którym klient, wygodnie siedząc w fotelu lub na sofie (z której niełatwo było wstać... czyżby zakupywano do tych lokali meble o odpowiednim profilu?) mógł w miłej atmosferze i wygodnie zapoznać się z ofertą, najczęściej polegającą na ręcznie robionych (przez siedzącą na podłodze opodal kobietę w sarii) kadzidełkach oraz olejkach eterycznych, oczywiście z ekologicznych upraw z najbliższej okolicy. Po prezentacji pod nos klienta podsuwana jest lista wszystkich artykułów oraz druga, z wyjaśnieniami w języku polskim!!! (bez błędów) o właściwościach terapeutycznych tychże produktów. Na potwierdzenie rzetelności firmy, prezentowana jest także księga z wpisami zadowolonych klientów, także Polaków, którzy pod niebo wychwalają sprzedawcę, jego uczciwość, poczucie humoru oraz zdolności doradcze. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie lista artykułów i ich ceny. Zdecydowanie zawyżone już na pierwszy rzut oka i nawet biorąc pod uwagę cały wkład ekologiczno – tradycyjny w ich wytworzenie. Oczywiście nikt nikogo do zakupu nie zmusza, ale odpowiednia manipulacja psychologiczna, gra prowadzona przez prezentatora, biedną kobietę wyrabiającą na podłodze kadzidła oraz całe otoczenie sprawiają, że przeciętny turysta zapewne dojdzie do wniosku, że biednym ludziom trzeba pomóc i kupuje kilka lub i więcej niż kilka drobiazgów, ostrożnie się targując. 

Tja, stąpanie po ziemi, Mysore 1

W Mysore
Ostatniego dnia pobytu w Bangalore, kiedy zacząłem się już pakować z zamiarem opuszczenia gościnnego domu, wynikło pewne zamieszanie związane z niespodziewaną wizytą starszego brata gospodyni, pragnącego zobaczyć rzadkiego gościa z zagranicy. Jeśli ktoś nie wie, w społeczeństwie indyjskim, zwłaszcza w tradycyjnych kręgach, najstarszy mężczyzna w domu, czyli ojciec, a przy jego braku, brat, to prawdziwy Number One w rodzinie. Otaczany powszechnym szacunkiem, choć nie zawsze wylewną miłością, Number One podejmuje decyzje, z którymi większość lub wszyscy członkowie rodziny się liczą, gdyż tak stanowi zwyczaj. Nie chcąc urazić gospodyni, przesunąłem zatem termin wyjazdu na popołudnie, choć zdawałem sobie sprawę, że podróżowanie do nieznanych miejsc w późnej porze nie jest zbyt korzystne, ze względu chociażby na zmęczenie (lato, nawet w położonym dość wysoko na wzgórzach Bangalore, daje się mocno we znaki).

Indyjsko-polski placek ziemniaczany oraz Bangalore

W Ogrodzie Lal Bagh.
Przyrządzone tamtego dnia przez mnie placki ziemniaczane przeobrazily się w opinii moich przyjaciółek w tak zwaną... aloo parathę. Przyczyn było wiele: nieco inne składniki, inne pochodzenie produktów (ziemniaki były ponoć indyjskie, choć nie mogłem zrozumieć dlaczego kosztowały 2-3 razy więcej od polskich), inny olej do smażenia (z orzechów kokosowych), używany poza tym w znikomej ilości (kiedy na samym początku smażenia wlałem pokaźną ilość oleju na patelnię zobaczyłem przerażenie w oczach gospodyni domu: smażenie na oleju w klimacie indyjskiego południa to przecież bardzo niezdrowe, a poza tym to wielka rozrzutność). Smak pierwszego placka był bardzo neutralny i trudno się było w nim dopatrzyć większego pokrewieństwa z tym znanym z Polski. Wtedy inicjatywę przejęła gospodyni i do zrobionej przeze mnie masy dodana została garść pokrojonych liści kolendry, poszatkowana cebula, spora ilość chilli, pieprzu białego oraz soli. Kolejny placek był już dużo lepszy, a wszystkie pozostałe fantastyczne i w opinii biesiadujących smakiem przypominały właśnie aloo parathę.

Kiedy po kolacji, zapytany o plany na drugi dzień, oznajmiłem, że chciałbym zobaczyć kilka miejsc w centrum Bangalore i poprosiłem jedynie o podrzucenie samochodem do najbliższej stacji metra, moje przyjaciółki oznajmiły, że chcą mi towarzyszyć i postanowiły wziąść jednodniowy urlop w pracy...

Spotkania

Kalendarz na kwiecień w języku kannada
Przebywając w Indiach doświadczam wielkiej uprzejmości i serdeczności prawie wszystkich otaczających mnie osób. Ludzie uśmiechają się do mnie, machają z daleka na powitanie, wielu zagaduje pytając o pochodzenie, stan cywilny i zawód. W pociągu z Delhi do Bangalore współpasażerka, pielęgniarka z Kerali, oznajmiła mi na przywitanie, że „podczas podróży będzie się o mnie troszczyć, z racji mojego nieindyjskiego pochodzenia”. W praktyce polegało to na tym, że przy każdym posiłku upewniała się czy serwowane mi dania są takie, jakie sobie życzyłem, czy nie ominęła mnie kolejka deseru lub czaju oraz pełniła rolę tłumacza i przewodnika. Otrzymałem od niej listę wartych do przeczytania książek indyjskich autorów oraz zapoznałem się z historią i najważniejszymi zabytkami jej rodzinnej Kerali. Indyjska para nowożeńców z naprzeciwka opowiedziała mi z nieukrywanym entuzjazmem długą historię o swoim trwającym trzy dni ślubie i weselu. Inni sąsiedzi bacznie pilnowali mojego dobytku, kiedy opuszczałem przedział.

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *