Tja, stąpanie po ziemi, Mysore 1

W Mysore
Ostatniego dnia pobytu w Bangalore, kiedy zacząłem się już pakować z zamiarem opuszczenia gościnnego domu, wynikło pewne zamieszanie związane z niespodziewaną wizytą starszego brata gospodyni, pragnącego zobaczyć rzadkiego gościa z zagranicy. Jeśli ktoś nie wie, w społeczeństwie indyjskim, zwłaszcza w tradycyjnych kręgach, najstarszy mężczyzna w domu, czyli ojciec, a przy jego braku, brat, to prawdziwy Number One w rodzinie. Otaczany powszechnym szacunkiem, choć nie zawsze wylewną miłością, Number One podejmuje decyzje, z którymi większość lub wszyscy członkowie rodziny się liczą, gdyż tak stanowi zwyczaj. Nie chcąc urazić gospodyni, przesunąłem zatem termin wyjazdu na popołudnie, choć zdawałem sobie sprawę, że podróżowanie do nieznanych miejsc w późnej porze nie jest zbyt korzystne, ze względu chociażby na zmęczenie (lato, nawet w położonym dość wysoko na wzgórzach Bangalore, daje się mocno we znaki).
Spotkanie z bratem przyjaciółki trwało krótką chwilę. Bariera językowa sprawiła, że nie mogliśmy się porozumieć, jednak samo spojrzenie i wiele gestów wystarczyły, by zrozumieć, jakim wielkim szacunkiem jestem otaczany przez starszego już pana. Po wspólnym obiedzie, pojechaliśmy razem autobusem na dworzec, gdzie brat przyjaciółki wskazał mi na właściwy autobus, kupił bilet i kategorycznie odmówił przyjęcia ode mnie pieniędzy.
 
Chamundi Hill, gdzie znajduje się Świątynia Chamundeshwari. Zdjęcie zrobione przez okno autobusu
Świątynia Chamundeshwari
Przejazd do Mysore trwał raptem trzy godziny, ale na miejsce dotarłem już po zapadnięciu zmroku. Szybko zdałem sobie sprawę, że skończyła się sielanka ostatnich dwóch tygodni spędzonych pod parasolem ochronnym oferowanym przez aśram oraz towarzystwo gościnnych przyjaciół.

Przed dworcem kolejowym w Mysore
Zaczęło się od niekończących się przekomarzań z kierowcami autorikszy, którzy widząc cudzoziemca na ulicy dość masowo przystąpili do oferowania przeróżnych ukrytych pod płaszczykiem bezinteresownej uprzejmości usług. Zaczynało się z reguły bardzo niewinnie, od nagłego pojawienia się człowieka z nikąd, który z uśmiechem na twarzy i wielkim zainteresowaniem pytał mnie o pochodzenia, imię i ilość dni przeznaczonych na zwiedzanie pięknego Mysore (ha, pewnie już w tym momencie zostawałem klasyfikowany w znanym tylko tej siatce naganiaczy i agentów rejestrze potencjalnych konsumentów określonych dóbr i usług). Dopiero później, po nawiązaniu „znajomości”, agent koncentruje swoją rozmowę na tym co najważniejsze. Zauważyłem przy tym coś ciekawego: zaczepiający mnie kierowcy w Mysore, o zawsze muzułmańskich imionach (zbieg okoliczności?), używali podczas tych podchodów taktyk, których wcześniej nie dane mi było poznać: zaproszenia na darmowe lub prawie darmowe wycieczki do warsztatów, gdzie dowoli i oczywiście nie płacąc ani jednej rupii, można oglądać tradycyjny sposób wyrobu przeróżnych artykułów, najczęściej kadzidełek i olejków eterycznych. Propozycje obejmują także wyjazdy poza miasto, na zwiedzanie wspaniałych świątyń, o których nie wspomina żaden przewodnik. Byłem pod wrażeniem oryginalności oferty oraz talentu negocjacyjno-przekonawczego tych kierowców, ich znajomych, hotelarzy, agentów i naganiaczy, choć szczerze, po kilku takich rozmowach miałem już wszystkiego dość. Wcześniej jednak wpadłem w zastawione na mnie sidła. Cóż, nauka kosztuje i widocznie musiałem zapłacić frycowe w Mysore.

Related Posts

usługi 7043366668681773618

Prześlij komentarz

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *