Tja, stąpanie po ziemi, Mysore 2

Mysore można zwiedzać także i dorożką
Zwiedzanie „warsztatów i wystaw” zaiste głęboko zapadnie w moją pamięć. Za każdym razem „warsztat i wystawa” okazywały się małym sklepikiem, w którym klient, wygodnie siedząc w fotelu lub na sofie (z której niełatwo było wstać... czyżby zakupywano do tych lokali meble o odpowiednim profilu?) mógł w miłej atmosferze i wygodnie zapoznać się z ofertą, najczęściej polegającą na ręcznie robionych (przez siedzącą na podłodze opodal kobietę w sarii) kadzidełkach oraz olejkach eterycznych, oczywiście z ekologicznych upraw z najbliższej okolicy. Po prezentacji pod nos klienta podsuwana jest lista wszystkich artykułów oraz druga, z wyjaśnieniami w języku polskim!!! (bez błędów) o właściwościach terapeutycznych tychże produktów. Na potwierdzenie rzetelności firmy, prezentowana jest także księga z wpisami zadowolonych klientów, także Polaków, którzy pod niebo wychwalają sprzedawcę, jego uczciwość, poczucie humoru oraz zdolności doradcze. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie lista artykułów i ich ceny. Zdecydowanie zawyżone już na pierwszy rzut oka i nawet biorąc pod uwagę cały wkład ekologiczno – tradycyjny w ich wytworzenie. Oczywiście nikt nikogo do zakupu nie zmusza, ale odpowiednia manipulacja psychologiczna, gra prowadzona przez prezentatora, biedną kobietę wyrabiającą na podłodze kadzidła oraz całe otoczenie sprawiają, że przeciętny turysta zapewne dojdzie do wniosku, że biednym ludziom trzeba pomóc i kupuje kilka lub i więcej niż kilka drobiazgów, ostrożnie się targując. 

Z pewnością należę do tych przeciętnych turystów, gdyż w pewnym momencie zauważyłem, że wpadam w nastawioną na mnie psychologiczną pułapkę, sięgam po portfel i dokonuję zakupów, choć na szczęście resztki rozsądku nakazały mi ograniczyć się do raptem dwóch produktów. Zapewne nie zdawałbym sobie tak jasno sprawy z całego tego procederu, gdyby nie kolejny przypadek: otóż wędrując po mieście trafiłem w pewnym momencie na duże targowisko. Przed jednym ze stoisk zaczepił mnie młody, bardzo sympatyczny chłopak. Sprzedawał olejki i barwniki. Nie byłem zbyt chętny do odbycia kolejnej rozmowy na tematy dobrze mi już znane w drugim dniu pobytu w Mysore i chciałem przejść obojętnie dalej, jednak chłopak nie dawał za wygraną i w pewnym momencie zauważyłem, że zachowuje się zupełnie inaczej od pozostałych sklepikarzy, agentów, kupców itd. Z jego twarzy emanowała radość, spokój oraz coś, co nakazało mi pomyśleć przez chwilę, że to rzetelny sprzedawca. Uległem jego namowom i wysłuchałem opowieści o jego ofercie, obiecując sobie jednak, że tym razem za rzadne skarby już niczego nie kupię. Słowa danego samemu sobie dotrzymałem, ale nie to okazało się najważniejsze. Po kilku minutach rozmowy z chłopakiem zrozumiałem, że dokonując poprzednio zakupów w „warszatatch – wystawach” słono przepłaciłem, aż wstyd powiedzieć ile... Młody sprzedawca był bardzo rzetelnie przygotowany na tego typu spotkania i rozmowy i najwyraźniej nie byłem pierwszym cudzoziemcem, który przy jego stoisku doznał olśnienia. Zaprezentował mi wpisy ze strony internetowej Lonely Planet, wychwalające jego rzetelność i szczerość oraz starannie przygotowaną księgę z wpisami i zdjęciami zadowolonych klientów. Z wdzięczności za wszelakie wyjaśnienia obiecałem, że opublikuję jego zdjęcie, wraz z adresem jego stoiska, gdybyś przypadkiem trafił kiedyś do Mysore i zdecydował się na zakupy olejków po zwykłej lub tylko niewiele zawyżonej cenie.

Stoisko Adila i Azama na targowisku Devaraja. To bardzo sympatyczni i rzetelni zarazem sprzedawcy, dających użyteczne porady dla zagubionych turystów.
Ashoka Road, w kierunku Pałacu Maharadży
Jeden z tych barów (tutaj w nazwie - kawiarnia), gdzie za smaczny, południowoindyjski obiad zapłacisz co najwyżej równowartość 4 złotych.
Podsumowując, ten prawie trzydniowy pobyt w pięknym Mysore upłynął mi na niekończących się przekomarzaniach z naganiaczami i agentami przeróżnych inicjatyw przedsiębiorczych mieszkańców tego miasta (może przyczyną takiego stanu był po prostu mój charakter, zezwalający niekiedy na przejmowanie inicjatywy przez innych i  chęć obserwowania konsekwencji takiego podejścia do sprawy?). W międzyczasie udało mi się zobaczyć piękny Pałac Maharadży (za wejściówkę od cudzoziemców żądają 200 Rs) oraz niewielką, piękną hinduską świątynię na Chamundi Hill (chodzi o Świątynię Chamundeshwari, czyli Durgi, przez miejscową ludność zwana często po prostu jako Świątynia Matki Boskiej (Temple of Goddess Mother)), nie licząc spacerów po centrum tego prawie 900 tysięcznego miasta. Mysore jest bardzo zadbane, a architektura budynków rządowych i administracji miejskiej z epoki XIX wieku potrafi zachwycić zapewne niejednego. Miasto słynie także z produkcji i sprzedaży drzewa sandałowego, biżuterii oraz pięknych (jedwabnych) sari, o czym przypominają olbrzymie reklamy widoczne na każdym kroku, nawet wzdłuż dróg dojazdowych do miasta.

Słonie poruszają się wolno, ale zdjęcie zrobiłem między kratami w bramie. Przed Pałacem Maharadży
Może trochę zaniedbane, ale architektura wielu budynków w Mysore zachwyci niejednego
Jeden ze szpitali w Mysore



Related Posts

zwiedzanie 5760011223892526049

Prześlij komentarz

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *