W Delhi
Dworzec New Delhi |
Po raz pierwszy wylądowałem na nowym terminalu lotniska w New Delhi.
Jakżesz się on różni od tego starego! Nowoczesne hole aż lśnią
czystością, a w łazienkach nie czyha obsługa bezceremonialnie
wyciągająca rękę po napiwki. Bagaż odebrałem po zaledwie kilku minutach
oczekiwania, a liczne stanowiska kontroli granicznej sprawiły, że w
kolejce stały cztery osoby.
Delhi przywitało mnie nadzwyczaj przyjazną pogodą: rzeźki poranek sprawił, że mimo nałożonej kurtki wcale nie odczuwałem ciepła.
Pojechałem do centrum nowoczesną, otwartą w jesieni 2010 roku linią
metra. Za 80 Rs i po dwudziestominutowej podróży dotarłem pod sam
dworzec New Delhi Station. Dopiero tam po raz pierwszy poczułem, że
Indie to kraj, nie tylko nowoczesny na miarę XXI wieku, lecz również i
bardzo tradycyjny, to przestrzeń ciągłego mieszania się kilku epok na
raz, od średniowiecza po czasy nam współczesne.
Postawiłem na tani nocleg w dzielnicy Pahar Ganj, możliwie daleko od
ruchliwej ulicy Main Bazaar. Za dwójkę z wentylatorem (nie był
potrzebny), własną łazienką i chodzącymi czasami po podłodze karaluchami
zapłaciłem 350 Rs. Mimo braku okna wychodzącego na ulicę, do pokoju
dochodził cały czas hałas i mimo zmęczenia podróżą i praktycznie
nieprzespaną nocą w samolocie nie byłem w stanie usnąć bez zatyczek do
uszu.
Metro w Delhi, Airport Express |
W środku panował „nieuciążliwy tłok”. W kolejce do kilku otwartych
stanowisk czekało około 30-40 osób, ale dla każdego wystarczyło miejsc
siedzących, czy to na krzesłach, ławce, fotelach czy wygodnej kanapie.
Wypełniłem dokładnie blankiet, wpisując swoje dane oraz numer i nazwę
pociągu. Miałem szczęście. Mimo, iż w internecie od kilku dni widniała
informacja, że wszystkie bilety z puli ogólnodostępnej zostały
wyprzedane, dla mnie znalazło się jeszcze jedno miejsce wolne, na Shane
Punjab Express, wyjeżdżający na drugi dzień o 6:40 rano do Amritsar.
W kuchni jednej z restauracji w okolicy New Delhi Station |
O ile zaniedbana dzielnica Pahar Ganj i Old Delhi sprawiają niekiedy
dość przygnębiające wrażenie, o tyle zbudowane raptem sto lat temu Nowe
Delhi przedstawia się już zupełnie inaczej. Na szerokich,
zaprojektowanych z rozmachem szerokich alejach panuje zorganizowany ruch
uliczny. Mijałem wiele bardzo dobrze utrzymanych dzielnic, nie mających
nic wspólnego z bałaganem okolic New Delhi Station. Dużo przestrzeni
zajmują tereny zielone, a na ulicach widziałem bardzo wiele restauracji,
barów i sklepów przypominających do złudzenia ich europejskie
odpowiedniki.
Po odebraniu książki postanowiłem zaglądnąć do pobliskiej Hauz Khas
Village. To rozwijająca się od kilku lat enklawa, dzieło
przedsiębiorczych Indusów, którzy zaszczepili na delhijski grunt bardzo
zachodnio wyglądające stylowe restauracje i kawiarnie, designerskie
sklepy z modą, pamiątkami i wystawy, dodając do nich silną nutę
indyjskiej fantazji i kreatywności. Ta ekskluzywna dzielnica cały czas
jest w trakcie rozbudowy. Na każdym kroku słyszałem odgłosy pracy
murarzy i cieśli, a w licznych zaułkach na remont czekały zaniedbane,
opuszczone wiele lat temu nowe lokale. W tle dominują pozostałości po
XIV wiecznym zbiorniku wodnym, madrasie oraz grobowcu jednego z
ówczesnych muzułmańskich władców Delhi, Feroz Shaha. Na parkingu przed
bramą wjazdową stoją SUV’y bogatych Indusów.
W drogę powrotną do hotelu udałem się nowoczesnym i szybkim metrem.
Wygoda podróży skończyła się w momencie, kiedy dojechaliśmy na stację
wspólną dla dwóch linii. Szturmujący wnętrze wagonu tłum mógł wprawić
nieobeznanego w temacie przybysza w prawdziwe przerażenie. Usidlony
między trzymającymi się wszystkich możliwych barierek pasażerami,
głowiłem się nad strategią wydostania się z wagonu na właściwej stacji.
Postanowiłem dać się ponieść nurtowi... co, jak szybko zrozumiałem, było
jedyną możliwą do podjęcia decyzją. Na szczęscie wysiadających na
stacji New Delhi pasażerów było sporo, zatem „nasz” nurt na tyle silny,
że zdołał mnie wypchnąć na czas z wagonu...
Czerwone Drogi Auroville.
Wolontariat w Indiach i świat tamilskich wiosek.
Dharamsala/McLeod GanjCzerwone Drogi Auroville.
Wolontariat w Indiach i świat tamilskich wiosek.
Minakszi z Madurai
Prześlij komentarz